GameTime! Mecz NBA w Portland!

Moim pierwszym meczem  NBA oglądanym w stanach było spotkanie Portland Trail Blazers z Indianą Pacers. Są to drużynymające bogatą historię i wiele nazwisk w galerii sław, które od kilku ostatnich sezonów plasują się w okolicach miejsc  4-5, w zachodniej (Portland) i wschodniej (Indiana) konferencji.  Był to zatem matchup wyrwany z półfinału fazy playoff’s w NBA.

Moim pierwszym meczem  NBA oglądanym w stanach było spotkanie Portland Trail Blazers z Indianą Pacers. Są to drużynymające bogatą historię i wiele nazwisk w galerii sław, które od kilku ostatnich sezonów plasują się w okolicach miejsc  4-5, w zachodniej (Portland) i wschodniej (Indiana) konferencji.  Był to zatem matchup wyrwany z półfinału fazy playoff’s w NBA.

Długo stałem pod halą i obserwowałem ludzi udających się z bliskimi na mecz swojej lokalnej drużyny. Niemal wszyscy w czerwono-biało-czarnych barwach z napisami Portland, Blazers czy RipCity (nazwa nadana przez komentatora sportowego, Bill Schonelly’ego). Pod halę (Moda Center) przyszedłem z centrum Portland na piechotę, przez wielki most z cudownym widokiem na całe miasto. Dla leniwych kursują tramwaje i autobusy, a przystanek mieści się kilka kroków od centrum wydarzeń. Komunikacja miejska w Portland jest bardzo dobrze rozwinięta.

Na halę wszedłem 20 minut przed czasem (tak naprawdę 35, bo mecz zaczyna się zawsze około 15 minut po wyznaczonej godzinie, ale o tym później). Wrzucamy nasze cenne, metalowe przedmioty do koszyczka, przechodzimy przez bramkę bezpieczeństwa, odbieramy rzeczy i wchodzimy na halę.  Jest tyle wejść z każdej strony, że nie ma żadnych korków. W środku festyn. Atmosfera ciepła i szczęścia. Zrobiłem szybkie kółko wokół poziomu zero, rzuciłem okiem na sklepy (4 oficjalne sklepy na poziomie 0) i opcje fastfoodowe (pizza, burgery, taco’s, skrzydełka, bbq market, 7 stoisk z alkoholami) oraz inne miejsca (My firstblazersgameregistraction – skorzystałem, buybettertickets i inne).

Kupiłem sobie koszulkę RipCity z Damianem Lillardem, strzeliłem sobie szybkie foto na poziomie parkietu (wejście bez problemu, można normalnie spacerować między dolnymi rzędami, a pracownicy wykonują chętnie zdjęcia)i wjechałem na górę, tam, gdzie moje miejsce. A na górze jeszcze więcej atrakcji, stoisk z jedzeniem i innych (malowanie twarzy w barwy zespołu, pomiar dłoni i rozpiętości ramion, tworzenie własnych plakatów, kupony na loterię). Zanim otrząsnąłem się z wrażenia i obskoczyłem wszystko jedynie krótkim spojrzeniem – na swoim miejscu usiadłem spóźniony 6 minut na pierwszą kwartę :] Shame dla fana NBA, ale to nic nie szkodzi.

Teraz trochę o miejscach.  NBA oglądam od dziecka, naczytałem się miliona artykułów o meczach i o miejscach, znałem również rozmiar hali (która nie należy do największych). Kupiłem najtańsze bilety, gdzie za bilet, podatek + obsługę ze strony viagogo (polecam, bo przez nba.com coś zacina) zapłaciłem niecałe 70 zł. Tak, to grosze, naprawę grosze. Ale w perspektywie mam jeszcze meczelakersów i clippersów (gdzie wydałem odpowiednio 600 i 300 zł za jedno miejsce, z czego ciekawostka *na lakersów mam zbliżone, nawet gorsze miejsce jak na Blazersàprzebitka za miasto i klimat x10). Wybrałem sektor 305, widziałem wszystko IDEALNIE, naprawdę, bez żadnej lornetki, za 70zł obejrzałem świetne zawody (choć Indianie nie wpadało). Poza tym nie ma problemu,  aby sobie spacerować między sektorami i oglądać mecz chwilę przy każdym wejściu na poziomie 0 (ale nie chciałem robić przypału, poza tym było mi naprawdę dobrze). Atmosfera  11/10.

Słyszy się, że mecz NBA to festyn i tak naprawdę słabo się to ogląda na żywo. Otóż jak dla gościa, który codziennie zarywał nocki i siadał nieobecny w ławce na uczelni, z podkrążonymi oczami , nie kontaktując, póki nie wypił drugiej kawy… MECZ NBA NA ŻYWO JEST WSPANIAŁY. Dopiero na żywo widać atletyzm zawodników, ich zwinność i płynność w poruszaniu. Oraz ich sylwetki.  Czas mija bardzo szybko. Już nie wspominając, że spóźniłem się na pierwszą kwartę. Ale jak ogląda się przez legalnego czy nielegalnego streama, w środku nocy, gdy cała rodzina i bliscy śpią... ma się wrażenie osamotnienia, przerwy w grze trwają w nieskończoność i ma się ochotę już to wszystko wyłączyć J a tam, tam dopiero się dzieje.Festyn? Dla mnie to wspólnota. Każda przerwa to inny pokaz rozrywkowy, każda przerwa to również okazja, by złapać jakiś gift, albo wygrać wycieczkę życia. Nie zapominajmy też o half court shotach, w których do wygrania są dziesiątki tysięcy $$$ albo nowe samochody.

---------> KLIK

Z końcowym gwizdkiem (Indianie niestety naprawdę nie wpadało i Portland wygrało różnicą 12 oczek) miałem wrażenie, że siedzę tam dopiero 15 minut, a minęło już niemal 2.5 godziny :]

Małe podsumowanie kosztów:

Bilet 70 zł.

Opcjonalnie: jakaś pamiątka. Od tych najmniejszych już od 5$. W moim przypadku koszulka 40$ - 145 zł.

Opcjonalnie: jedzenie i picie ->Zjadłem pyszne chickentenders z frytkami i nieograniczonymi dodatkami za 11 dolców – 35 zł.

Uczestnictwo w wyjątkowym, niemal karnawałowym wydarzeniu – w cenie :]

 

Źródła zdjęć:  własne + instagram

2018-02-01