Wietnam - czy warto?

Jeszcze mało popularny wśród polskich turystów, tak niedoceniany, a jednak wyjątkowo urokliwy i piękny - Wietnam. Czy warto zostać backpackerem, aby zobaczyć jego zakątki?

           Kilka miesięcy oczekiwania dzieliło nas od sprawdzenia na własnej skórze, jaka Azja jest naprawdę. Tanie bilety rządzą się swoimi prawami – trzeba rezerwować je dużo wcześniej. Mimo niecierpliwego oczekiwania, mieliśmy sporo czasu na porządne przygotowanie planu podróży. Wreszcie przychodzi czas wylotu. Podróż rozpoczynamy na warszawskim lotnisku im. F. Chopina. Przesiadka czeka nas w Stambule i już po dziewięciu godzinach lotu wysiadamy na lotnisku w Hanoi. Odbieramy nasze plecaki, wymieniamy dolary na wietnamskie dongi w jednym z kantorów na lotnisku i ruszamy w poszukiwaniu autobusu do centrum. Po wyjściu z hali przylotów, powietrze jest zaskakująco rześkie (rozpatrując to w warunkach azjatyckich), chociaż spodziewaliśmy się, że będzie ciężkie i duszące. Znajdujemy autobus i za kwotę ok. 3 zł za osobę ruszamy do Hanoi. Już po krótkim czasie dostrzegamy to, o czym czytaliśmy w przewodnikach i co będzie nam towarzyszyć przez kilka dni w Hanoi – niesamowity ruch samochodów i oczywiście skuterów! Docieramy do naszego hotelu, szybka regeneracja i mimo późnego wieczoru ruszamy na miasto, głodni nowych doświadczeń i smaków!

           Wietnam street foodem stoi i jak można się przekonać, niewiele trzeba, aby stać się tam restauratorem. Jeśli posiadasz mały grill i kawałek chodnika, masz wszystko czego Ci potrzeba, aby otworzyć swój mały, gastronomiczny biznes. Hanoi jest miastem bardzo zatłoczonym, (niestety) brudnym i przytłaczającym. Jednak trzeba przyznać, że ma swoją wyjątkową energię i tempo. Zostajemy w nim dwa dni, podczas gdy zdążymy poszwendać się po jego ulicach, zobaczyć niepowtarzalny spektakl na wodzie w teatrze… i smakować pierwszych dań kuchni wietnamskiej (np. zupa Pho). W końcu Wietnam słynie ze swej niepowtarzalnej kuchni! Po dwóch dniach opuszczamy stolicę, aby podziwiać inną stronę Azji - przyrodę. Autobusem udajemy się na wyspę Cát Bà, aby zobaczyć zatokę Hạ Long z mniej turystycznej i zatłoczonej strony. Wykupujemy całodzienny rejs (ok. 24 USD za osobę) i wyruszamy w pełną wrażeń wycieczkę. Już same widoki zapierają dech w piersiach. Miałam poczucie, że doświadczyłam to, o czym wszyscy amatorzy Azji mówią – niesamowite pejzaże. Jednak to był dopiero początek. Pierwszym przystankiem naszego rejsu były kajaki. 1,5 h kajakowania (dla mnie pierwszy raz w życiu) wśród skał, zieleni i ludzi pełnych pasji i chęci odkrywania. Kajaki z TAKIMI  widokami? Ciężko będzie to przebić! Następnie udajemy się na wyspę małp i wychodzimy na sam szczyt skalną ścieżką (polecam wziąć wygodne obuwie), gdzie podziwiamy absolutnie spektakularną zatokę Hạ Long. Krystaliczna woda, formacje skalne, statki  przy brzegu i błękitne niebo. To wszystko tworzyło obraz wakacji idealnych!

           Warto także wspomnieć o całych wioskach na wodzie, gdzie hodowane są przepyszne (i niesamowicie tanie) owoce morza. Po Cát Bà przenosimy się w rejon Tràng An (blisko Ninh Bình), gdzie udajmy się w kilkugodzinny spływ łódkami. Każda z łódek prowadzona jest przez drobną wietnamkę, która przez cały czas wiosłuje, aby pokazać nam piękno tego regionu. Na łódce dostępne są dodatkowe wiosła, z których oczywiście polecamy skorzystać i pomóc Paniom w ich (nie inaczej) pracy. Wracając do samego spływu, jest on obowiązkowym punktem podróży po Wietnamie. Tak filmowych scenerii (wszak miejsce te było niejednokrotnie tłem dla filmów) już dawno nie było mi dane zobaczyć. Będąc na takim spływie, nie sposób nie chłonąc jego piękna i spokoju. Jest to wspaniały kontrast dla głośnego Hanoi.

Wietnam jest państwem niezwykle zielonym i w Tràng An można to doskonale dostrzec. Koszt takiego spływu to ok. 30 PLN i jest wart każdego donga! Będąc w Ninh Bình i szukając interesujących punktów widokowych, warto udać się na Múa Caves, skąd rozpościera się niezapomniany widok na pola ryżowe i miejsce wspomnianego już spływu.

Z Ninh Bình nocnym pociągiem (14h w podróży) przenosimy się do Hội An. Miasteczko to, nazywane jest miastem latarni i poniekąd można je znaleźć na każdym kroku. Moim zdaniem jest to miejsce, gdzie najbardziej widać wpływy europejskie. Mimo to, jest to miejsce świetne dla par, nie bez powodu jest nazywane jednym z najbardziej romantycznych w Wietnamie. Przed dotarciem do Hội An, byłam do niego sceptycznie nastawiona, jednak przekonałam się, że wrzucenie go do naszego planu podróży było dobra decyzją. Co ważne, jeśli chcecie przywieźć z podróży po Wietnamie nowe ubranie, Hội An jest dobrym miejscem na zakupy. Na każdym rogu znajdziecie krawców, którzy za śmiesznie niskie pieniądze (chociaż trzeba się mocno targować) uszyją Wam każdy projekt, który znajdziecie w sieci czy czasopiśmie.

W Hội An próbujemy nowych smaków, jak biała róża (rodzaj pierogów z krewetkami)  czy piwo za 0,5 PLN (!). W dniu wyjazdu z miasta, docierają do nas złe wieści. Z powodu tajfunu nasze loty na wyspę Phú Quốc zostają przesunięte. Po przeczekaniu w hotelu, wyruszamy na lotnisko. Niestety, z powodu fatalnej pogody cały dzień tracimy na lotniskach (podróżowaliśmy dwoma lotami – z Da Nang do Sajgonu, a następnie na wyspę), jak również tracimy okazję, aby zobaczyć Sajgon. Daje nam to jednak pretekst do powrotu do Wietnamu w przyszłości. Wreszcie, w środku nocy docieramy na Phú Quốc, gdzie planujemy zostać kilka dni, do końca naszego pobytu w Azji. Phú Quốc jest wyspą, gdzie turystyka nie jest jeszcze tak rozwinięta, jednak próbuje dogonić sąsiednie, tajskie wyspy. Widać to choćby po ilości nowopowstających hoteli. W przyszłości, może to być popularne miejsce dla turystów z Europy, więc cieszę się, że udało nam się tam dotrzeć przed masową turystyką.

 

Czego warto spróbować w Wietnamie?

Skutery! Wypożyczaliśmy je kilka razy i zdecydowanie jest to świetny sposób odkrywania Wietnamu. Ekonomiczny i sam wyznaczasz trasy.

Zupa Pho – jedno z najpopularniejszych dań kuchni wietnamskiej.

Kawa wietnamska – do dziś brzmi mi w uszach „Four Vietnamese coffee, please!”

Nocna podróż pociągiem – standard daleki od Pendolino, ale wiadomo… w Azji chodzi o przygodę.

Woda kokosowa – nigdzie nie jest tak tania, a jej smak znacząco się różni od tych sprzedawanych w kartonikach w Polsce.

Owoce morza – świeże, pyszne i tanie! Udało nam się trafić na garden party u jednego z mieszkańców, co było świetnym dopełnieniem całego wyjazdu.

                Wietnam był moją pierwszą destynacją w Azji i pierwszą tak daleką podróżą. Jego wybór był całkowicie spontaniczny, jednak był strzałem w dziesiątkę! Niesamowite widoki, pomocni i żyjący swoim tempem Wietnamczycy, owoce morza, smak przygody – wszystko to znajdziecie w zachwycającym Wietnamie. Polecam ją każdemu i już czekam na powrót do Azji, aby dalej doświadczać jej uroków.

                Jeśli nie wiecie jak przygotować się do wyjazdu do Wietnamu, polecam zajrzeć do jednego z wcześniejszych artykułów: O czym warto pamiętać jadąc do Wietnamu?

 

Źródło zdjęć: własne

MT

2018-03-16